Wczorajsza sobota była chorym dniem.
Wszystko zaczęło się od piwka pitego pod sklepem. Wtedy to zauważyłem, że na zboczu Kiczory ktoś coś pali. Po piwku znowu spojrzałem w tamtą stronę i zauważyłem, że dymu jest więcej i jakby paliło się wyżej. Zdecydowałem, że przejdę się w tamto miejsce i sprawdzę co jest. Zanim dotarłem na miejsce zobaczyłem, że nie palą się tylko łąki, a ogień dotarł już kilkanaście metrów w głąb lasu, po ściółce. Wtedy nie zdawałem sobie sprawy, że to tylko kropla w morzu.
Ogień już się dopalał, jednak istniało ryzyko, że wiatr może na nowo go podsycić, tak więc gasiłem wszelkie przejawy ognia czy żaru. Schodząc niżej widziałem, że jest coraz gorzej. Ogień dotarł do wysokości 1,5 metra pni drzew.
Jednak dopiero po wyjściu z lasu zobaczyłem ogrom tego co wyczyniał tutaj ogień. Większość traw była już wypalona i tylko w niektórych miejscach widać było dym i płomienie. Obszar spalony jest ogromny.
W dole widziałem, że jeszcze coś się pali. Coś niebezpiecznie blisko lasu.
Ściółka już się paliła i to na sporym odcinku, więc zadzwoniłem na numer Straży Pożarnej, jednak zanim panowie strażacy przybyli na miejsce zdążyłem ugasić większość ognia. Im zostało tylko szturchnięcie kilka razy łopatami, zapytanie mnie czy to ja podpaliłem, skąd się tu wziąłem i podsumowania, że co się miało spalić, to się spaliło.
Gratuluję temu kto podpalił trawy w takim miejscu, trzeba być nieźle pi*rdolniętym, żeby teraz, gdy trawa, jak i ściółka leśna, jest taka sucha. Tak jak powiedział jeden ze strażaków: "Gdybyśmy przyjechali i paliły by się już jodły w lesie, jedyne co można by było zrobić to przesieka pod drugiej stronie Kiczory, w Pcimiu.
Później jeszcze usłyszałem, że wielu ludzi z okolicy widziało, że się pali. Tylko, że nie ich pola, więc mamy to w dupie...
Na szczęście Beskidus czuwa i nie da zginąć zielonym lasom beskidzkim.
Pozostałe zdjęcia w tej galerii.