środa, 17 sierpnia 2011

14/2011 - Szczebel po raz n-ty - Bez szlaku



bez szlaku Lubień-Szczebel
POL Szlak czarny.svg Szczebel-Lubień 
Wysokość n.p.m.: 977 m 
Szlak pod górę: ok. 4278 m 
Deniwelacja/podejścia: 615 m
Dystans: 14,3 km (14 329 m)
Czas przejścia: 8h 30min






Nie zdzierżyłem. Choć się zarzekałem, nie mogłem wytrzymać. Nie minęły nawet dwa tygodnie, a ja musiałem, powtarzam, MUSIAŁEM być na jakimś wzniesieniu, czuć górskie powietrze i zmęczenie po wyprawie. 
Tak więc wczoraj, czyli dnia 17 miesiąca sierpnia, wyruszyłem w stronę wybitnego wzniesienia, które znam chyba jak mało kto. O jaką górę chodzi? O górę zdobytą po raz 7 w tym roku - Szczebel. 
Jednak żeby nie było: obrałem inną drogę na szczyt. Nie ruszyłem czarnym szlakiem, ruszyłem na wschód, ku najbardziej stromym zboczom Szczebla. 

Budzik zadzwonił parę minut po 5. Jednak zlekceważyłem go i wstałem dopiero po 7 . Na szlak ruszyłem kilka minut po 8. Cały świat otulały wtedy mgły, ale im bliżej góry, tym bardziej się rozpogadzało. 








W końcu docieram do podnóży góry i wkraczam w las. Stromo jak cholera, ale nie poddaję się. Zdeterminowany docieram w końcu do zarośniętych paprociami i innymi chwastami skalnych rumowisk na których w ułamek sekundy można skręcić nogę (nawet złamać) i pierwszych wychodni skalnych. Po kilkunastu minutach drogi przez te skalne krainy niespodziewanie trafiam na czarny szlak. Co jest? 







Okazuje się, że jestem już w 2/3 drogi na szczyt. Po niecałej półgodzinie drogi, co prawda męczącej drogi. Nic to dla mnie. Jak powiedziałem nie miałem zamiaru iść na szczyt szlakiem, więc w try miga z niego schodzę i zagłębiam się w las. Po drodze odkrywam potok o którego istnieniu nie miałem pojęcia (odkrywam jego źródło) i po kilkunastu minutach jestem pod szczytem. 








Znowu trafiam na szlak i po drodze spotykam największego widzianego w życiu Trzpiennika Olbrzyma. Po chwili jestem na szczycie gdzie spożywam obiad i zażywam odpoczynku.








Następnie kieruję się na "paralotniowisko", do spotkanych wcześniej paralotniarzy. Spędzam z nimi ponad 4 godziny i dowiaduję się wielu ciekawych rzeczy tak z dziedziny paraglidingu, meteorologi i wielu innych. Obserwuję start dwóch z czterech paralotniarzy i pogorszenie się warunków do startu dla dwóch następnych. Nagle spostrzegam jakąś ptasią bandę kołującą w powietrzu - bociani sejmik. Chwile się przyglądamy i słucham opowieści o bocianach i przygodach z nimi związanych. Przyglądam się trzem nieudanym próbom startu i rezygnacji przez paralotniarza Przemka. Start jego kolegi, a następnie kolejną (czwartą) tym razem udaną próbę startu. W między czasie dociera kolejnych 2 paralotniarzy - Tomek i Fragles. Tomek rezygnuje, Fragles za drugą próbą jest w powietrzu. Nadchodzi kolejny pan, tym razem już po locie z Witowa. I tak do godziny 15 było już 12 paralotniarzy. 













I tak po miło spędzonym czasie żegnam się i ruszam czarnym szlakiem. Po drodze sesja ze strumyczkiem i do domu.







Jak dla mnie bardzo udana wycieczka, wiele ciekawego udało mi się dowiedzieć, wiele zobaczyć ;)

piątek, 5 sierpnia 2011

13/2011 - Lubomir-Księża Góra-Ciecień-Lubogoszcz

POL Szlak żółty.svg Lubień-Kamionka-Patryja-Łysina
POL Szlak czerwony.svg Łysina-Trzy Kopce-Lubomir
POL Szlak zielony.svg Lubomir-Wiśniowa-Księża Góra
POL Szlak niebieski.svg Księża Góra-Ciecień-Przełęcz Wielkie Drogi
POL Szlak czerwony.svg Przełęcz Wielkie Drogi-Kasina Wielka-Lubogoszcz
POL Szlak czarny.svg Lubogoszcz-Kasinka Mała


Wysokość n.p.m.: 904 m (Lubomir), 649 m (Księża Góra), 829 m (Ciecień), 968 m (Lubogoszcz) 
Szlak pod górę: ok. 18,5 km 
Deniwelacja/podejścia: 612 m
Dystans: ok. 40 km 
Czas przejścia: 12h 





   Plan powstał dzień wcześniej, w czwartek. Na początku miał być maksymalnie Ciecień, jednak chcąc podnieść wyprawę na wyższy poziom dodalem sobie Lubogoszcz.
   Ok. 6.00 wyruszam z Lubnia żółtym szlakiem na Kamionkę i dalej na Łysinę. Po drodze podziwiam mgły nad Lubniem i okolicami. Wędrówka przebiega bardzo miło, słońce dopiero się podnosi zza gór, zapowiada się idealna pogoda na wyprawę. Po tym jak schodzę z Kamionki, spotykam pierwszych ludzi na szlaku, tj. parę grzybiarzy, i jednego koziołka. Ok. 9.00 jestem na Lubomirze (po wcześniejszym śniadaniu na Trzech Kopcach), gdzie chwilę odpoczywam i ruszam zielonym szlakiem w stronę Wiśniowej. Jest to mój debiut na tym szlaku, jeszcze nigdy nim nie szedłem. Z górki fajny, gorzej byłoby nim wychodzić na Lubomir. Po półgodzince wychodzę z lasów na osiedle Nowiny, skąd ruszam asfaltową drogą do Wiśniowej. Widoki zapierają dech, bo droga wije się w dół nie osłonięta drzewami. Idealny widok na Ciecień, Księżą Górę, Grodzisko i Pasmo Glichowca. Widać przekaźnik w Krakowie, tak samo Kraków. Ok. 10.15 jestem na rynku w Wiśniowej i idę drogą w stronę Księżej. Po wejściu w las porzucam drogę i rozpoczynam żmudną wspinaczkę bardzo stromym zboczem Księżej. Ok. 11.00 jestem na szczycie i wychodzę na wieżę widokową. Tam spędzam ponad półgodziny, jem drugie śniadanie, podziwiam widoki i zostawiam po sobie trwały ślad w postaci reklamy mojego bloga ;). Na Ciecieniu jestem przed 12 i urządzam sobie dłuższy popas, sesję zdjęciową i podziwianie pięknych widoków. Przede mną cały Beskid Wyspowy, fragmenty Makowskiego, a nawet Babia Góra. Ok. 12.45 idę już niebieskim szlakiem do Wierzbanowej i dalej do Kasiny Wielkiej. Po drodze zdobywam Przełęcz Wielkie Drogi i po ok. 2 i pół godzinie jestem w Kasinie Wielkiej gdzie zmieniam szlak na czerwony i dreptam na Lubogoszcz. Tak jak podejrzewałem czeka mnie tutaj prawdziwa golgota. Jeden z najgorszych szlaków jakim w życiu szedłem. Tak jeśli chodzi o utrzymanie (cała droga zawalona ściętym drzewem i gałęziami), jak i o znakowanie, kończąc na trudności. Dodać do tego wystarczy zmęczenie po 30 kilometrach drogi i mamy wspaniałą górę w drodze na którą każdy straci ducha i wymyśli tysiące klątw na nadleśnictwo Limanowa, znakarzy szlaków, PTTK i siebie samego. Jednak w końcu docieram na szczyt, gdzie spędzam godzinę na regeneracji i rozmyślaniach nad tym, że został jeszcze dość duży kawałek drogi. Nic to, trzeba ruszać. Nie czuję nóg, cały czas po kamienistej drodze. Po ponad godzinie docieram do YMCY na Lubogoszczy, jednak odstraszony tłumem nie zatrzymuję się i schodzę do Kasinki Małej. Teraz najnudniejszy odcinek, drogą z Kasinki do Lubnia. Po drodze oglądam latające paralotnie i późniejsze ich lądowanie na łąkach w Kasince. Ok. 18 jestem w domu, ledwo żywy, bez czucia w nogach i zastanawiam się nad tym co zrobiłem.
   Bezsprzecznie najdłuższy dystans jaki zrobiłem w jeden dzień, największe zmęczenie jakie osiągnąłem w życiu. Mogę powiedzieć z całą pewnością, że robię sobie miesięczną przerwę z Beskidami. No może dwutygodniową. Ehh... i tak pewnie znowu gdzieś się wybiorę w przyszłym tygodniu. Przecież została jeszcze Śnieżnica i Łopień do zdobycia wszystkich ważniejszych szczytów Beskidu Wyspowego w tym roku. No i jeszcze Królowa Wysp - Mogielica :)