Wysokość n.p.m.: 904 m Deniwelacja/podejścia: 514 m Dystans: ok. 10,7 km (10 744 m) Czas przejścia: ok. 6h Szlak pod górę: ok. 6694 m
Pomysł na tą wycieczkę powstał ok. 4 nad ranem, gdy razem z Mirkiem kontemplowaliśmy całokształt życia Zaczęło się od tego, że Mirek chciałby się gdzieś ze mną przejść. Padło na Lubomir. Około 6 godzin później ruszyliśmy spod sklepu sieci Delfinek w stronę pierwszego celu - Kiczory. Los chciał, że wybraliśmy najgorszą drogę. Prawie pionowa i 45 stopni pochyłości. Jednak wiedząc że na Kiczorze czeka na nas browar, pokonaliśmy ten najgorszy odcinek naszej epickiej wyprawy. Po browarku na Kamionkę i żółtym szlakiem na Łysinę. Po drodze podziwialiśmy zbliżającą się śnieżycę. Zrobiłem tylko parę fotek i aparat padł Po godzinie odpoczynek na ławeczce pod kapliczką Adalberta i browar. Nagle słyszymy dziwny odgłos. Coś jakby gumowce na śniegu. Zza zakrętu wyłania się ekscentryczny jegomość w lakierkach, spodniach w kantkę, lasce i grubej zimowej kurtce. Coś jakby z kościoła się urwał. Wiek ok. 18 lat. No ale nic to dla nas. Po chwili śmiechów i żartów ruszamy dalej. Patryja, dalej Łysina. Po drodze robi się nam coraz ciężej. Na Trzech Kopcach podziwiamy panoramę Wiśniowej i innych miejscowości + browar. Kilkadziesiąt metrów dalej próbujemy dzwonić po pojazd, który ma przyjechać po nas na Przełęcz Jaworzyce. Jednak nie ma zasięgu i trzeba wrócić kilkadziesiąt metrów. W końcu się udaje. Na 17.30 mamy być. Idziemy czerwonym szlakiem na Lubomir. Chwilka przerwy i browar (już nie piło się go tak dobrze, gdy człowiek nie czuł nai jednego palca). Spod obserwatorium idziemy drogą na Węglówkę. Droga przykryta śniegiem, pod śniegiem lód. Nagle Mirek robi coś na kształt mini-salta i zjeżdża na plecach kilka metrów po lodzie. Pierwsza myśl: "Będę musiał go nieść na sam dół, pewnie cały połamany". Jednak zaraz wstaje i kląc idzimy dalej. Ok. 18 jesteśmy na Przełęczy, skąd z kierowcą Jarkiem jedziemy na kebaba do Lubnia. Ok. 20.00, zmarznięty, jestem w domu.